1. |
Karmiczne długi
04:00
|
|||
nie wiem dlaczego jestem taki nerwowy
stoję na przystanku, roztrzęsiony, spocony
autobus spóźniony, po co biegłem jak głupi
dzień będzie długi,
dzień będzie długi
wiem w mojej pracy nikt mnie nie lubi
karmiczne długi będę spłacać dzień cały
żadnej pochwały, nic tylko uciec w Bieszczady
jestem za słaby
jestem za słaby
Boże dlaczego jestem taki nerwowy
poranek piękny a ja taki spięty
chyba zapomniałem wyłączyć kuchenkę
zaraz tu zejdę
zaraz tu zejdę
może to jakaś choroba psychiczna
dręczy mą duszę, dziedziczna skaza
volksdeutcha zdrada, piaśnickie krzyże
tego uczucia
nic nie opisze
czekam na autobus już minut trzydzieści
dziewczynę blond pieści chłopak z pryszczami
a ja z kotami w domu się pieszczę
oprócz tych zwierząt
nikt mnie już nie chce
oprócz tych zwierząt
nikt mnie już nie chce
stoję na przystanku i liczę oddechy
przeklęte mewy żrą mokry chleb
Jezu dlaczego jestem taki spięty
poranek piękny
wiatr suszy łzy
|
||||
2. |
Salamon
04:18
|
|||
Był taki czas,
zabiły serca dwa,
choć nie chciał nikt by stało się to co,
miało się stać
Gwieździsta noc,
w ciemności ty i ja
tak by nas nie zobaczył w nocy nikt,
kto widzieć chciał
Ja tak bardzo bardzo kocham cię,
choć na to nie wygląda,
Chciałbym spędzić z tobą jeden dzień,
a może dwa
Na podwórku został straszny syf,
kto go posprząta,
wiem, że ty pomożesz dzisiaj mi,
bo ja tak chcę...
Nie minął rok
i okazało się,
że każdy nowy dzień wyzwaniem jest
nad miarę sił
Uczucie trwa
rozumiem ty i ja,
kto nie poświęci nawet trochę się
zostanie sam
Ja tak bardzo bardzo kocham cię,
choć na to nie wygląda,
Chciałbym spędzić z tobą jeden dzień,
a może dwa
Na podwórku został straszny syf,
kto go posprząta,
wiem, że ty pomożesz dzisiaj mi,
bo ja tak uuu u
Był taki czas,
zabiły serca dwa,
choć nie chciał nikt by stało się to co,
miało się stać
Gwieździsta noc,
w ciemności ty i ja
tak by nas nie zobaczył w nocy nikt,
kto widzieć chciał
Ja tak bardzo bardzo kocham cię,
choć na to nie wygląda,
Chciałbym spędzić z tobą jeden dzień,
a może dwa
Na podwórku został straszny syf,
kto go posprząta,
wiem, że ty pomożesz dzisiaj mi,
bo ja tak uuu u
bo ja bo ja bo ja
bo ja bo ja bo ja
bo ja bo ja bo ja
bo ja bo ja bo ja
bo ja bo ja bo ja
bo ja bo ja bo ja
bo ja tak chcę bo ja
bo ja bo ja bo ja
|
||||
3. |
Las
05:11
|
|||
Zajmie mi to dzień
Zajmie nawet dwa
Zajmie mi to rok
Może wiele lat
Któregoś dnia gdy będę miała czas
wezmę reklamówkę i posprzątam cały las.
Posprzątam las.
Wszystkie butelki po hoop coli i fancie
chusteczki higieniczne stare gacie
Wyzbieram tak
że nie zostanie ślad.
Pralki lodówki reaktory atomowe
karoserie aut. Obcięte głowy.
Powieszone psy i martwe koty
puszki po mielonce i rozbite samoloty
Ooooo! Przyda się większy worek
nie zmieszczą się już te stare indianki
co w miniówach po złej drodze
chodzą nawet w niepogodzie
Zajmie mi to dzień
Zajmie nawet dwa
Zajmie mi to rok
Może wiele lat
Ale gdy skończę zatańczę bez tchu
na mchu w paprociach
przypełzną zaskrońce
wiewiórki zagrają dla mnie na orzechach
mądre liski na wąsach
sarny przyniosą mi w chrapach jagody
żuki krople rosy w rączkach
ucztą onieśmielona
jak frędzle serwety
będę zaplatać promienie słońca
|
||||
4. |
Kontrabas
06:55
|
|||
Jestem jazzowym kontrabasistą.
Ukończyłem Instytut Jazzu
Wyższej Szkoly Muzycznej w Katowicach.
Na moim dyplomowym egzaminie
zagrałem solo w "Giant Steps"
sześćdziesięcioczwórkami.
Cóż z tego, skoro zagłuszył mnie perkusista.
Ojciec był lubianym kontratubistą
w Orkiestrze Dętej kopalni "Gustaw".
Działo się to w Zabrzu, a w Zabrzu -
sami wiecie - lepiej mieć co robić.
Mówił do mnie: "Kiedyś wyrośniesz na duże chłopisko.
Zawsze chciałem grać na kontrabasie,
ale miałem za krótkie palce.
Synu - w imię ojca i matki -
zostaniesz wziętym kontrabasistą!”.
KONTRABAS TO KŁOPOTÓW MOC
I NIE WIEM JAK DŁUŻEJ NOSIĆ GO
KONTRABAS TO JAZZOWY KRZYŻ
I NIE MAM SIŁY Z NIM PRZEZ ŻYCIE IŚĆ
W szkole nie było jakoś szczególnie źle.
Trochę się ze mnie śmiali, ale bardziej dokuczali
małemu garbusowi na suzafonie.
Skończyłem podstawówkę i liceum,
postanawiając iść na studia.
Przez egzamin przeszedłem jak burza,
grając "Dla Elizy", arco.
Do mistrzostwa opanowałem ów diabelski tryl.
Sześćdziesięcioczwórkami.
Odtąd na roku miałem dziesięciu
pryszczatych kumpli kontrabasistów.
Marzyliśmy, żeby kiedyś zagrać
w jazzowej orkiestrze Wyntona Marsalisa.
Albo przynajmniej załapać się
do muzycznej roboty na statku,
gdzieś pomiędzy Barbados a Karaibami.
Po czwartym roku wszyscy kumple
przerzucili się na basówki i znaleźli angaż.
A ja zostałem sam - jak palec w tyłku!
Sześćdziesięcioczwórkami.
Kontrabas to moje jarzmo i jazzowy krzyż.
Ja wiem, że Jezus miał gorzej,
bo mnie przynajmniej nie biją.
Ale, sami wiecie - lekko nie jest.
Wytykają mnie ciągle palcami i mówią:
"Popatrz, jakie ten pan ma duże, duże skrzypce!"
Ale najgorsze jest to, że wciąż nie ma dżobów!!!
KONTRABAS TO KŁOPOTÓW MOC
I NIE MAM SIŁY DŁUŻEJ NOSIĆ GO
KONTRABAS TO JAZZOWY KRZYŻ
I JAK TU DALEJ Z NIM PRZEZ ŻYCIE IŚĆ?
KONTRABAS TO KŁOPOTÓW MOC
I NIE WIEM JAK DŁUŻEJ NOSIĆ GO
KONTRABAS TO JAZZOWY KRZYŻ
I NIE MAM SIŁY Z NIM PRZEZ ŻYCIE IŚĆ…
|
||||
5. |
Sowa
04:28
|
|||
dokument terenowy
|
||||
6. |
Kszila
04:25
|
|||
śpiewamy też o kopalniach, kopalniach żwiru
o kraterach wypełnionych szybkim piaskiem
o tym, że kiedyś część żwiru była w morzu, a część była w niebie,
trzecia część żwiru była w ogniu,
a czwarta część zakleszczyła się między tankowcami z ciężką wodą
ale tylko na chwilę
jesteśmy ratunkowym orszakiem konnym, ale bez koni
nosimy odbiorniki nazębne dla dorosłych
kiedy nasze aparaty odbierają ważną wiadomość, lekko krwawią nam dziąsła
pa pa pa pa....
odebraliśmy ostatnio taką ważną wiadomość
o dwunastu tysiącach ukrytych magazynów
ze spragnionymi zabawy embrionami i z wodą pitną
wodę pitną uwolniliśmy w polodowcowych fałdach
embriony uwolniliśmy pod sosnami, w ciepłym mchu, nakarmiliśmy je kszilą
pa pa pa pa....
nie zatrzymujemy się, bo nie mamy stóp na których można stanąć
nie, nie mamy twarzy, które ktoś mógłby głaskać pieszczotliwie rano
|
||||
7. |
Słone Przymorze
02:44
|
|||
U zarania mego świata,
Gdym patrzył w niebo,
nie było automata.
Samolot z nad lotniska
jak wielka mewa wzlatał,
nie było automata.
Przez szklankę’m patrzył,
u zarania mego świata.
Nie było automata.
Gdym się urodził,
gdy świat urodził.
I świat by pęknął
chyba. I ból
był, i strach
jak teraz.
Zmierzch zapada,
noc zapada,
słońce pożera wielka ciemna
ryba.
U zarania mego świata
nie było automata,
- lecz co ja mówię?
Automat stał na peronie,
złotówki pożerał aluminiowe,
na początku mego
świata.
Rosła sałata
I starach na wróble stał,
i Herman, sąsiad drzewo rąbał.
I jest, i nie ma
tego świata.
Szeroką ulicą
samochody jadą
jak kiedyś,
i klakson któryś
włączy
trata ta ta.
I teraz, gdym już duży
i tęgim jestem chwatem,
uśmiecham się,
bo jestem automatem.
|
||||
8. |
Hej la la
03:17
|
|||
dokument terenowy
|
||||
9. |
Toni
04:52
|
|||
kiedy już nie było tu nikogo
zdjął z siebie strój zmęczonych stóp
w hotelowej wannie rzeki szum
uda w łuskach splotły się w ogon
pół na pół i jej i mój
zanurzony w ciemnej toni
bury błysk słodkowodnych oczu
nie zmyli mnie ciepłota rąk
rano pod pościelą drobny piach
naniesiony z głębinowych snów
pół na pół i jej i mój
zanurzony w ciemnej toni
|
||||
10. |
Wedla puga
04:49
|
|||
dokument terenowy
|
If you like Olo Walicki Kaszebe II, you may also like:
Bandcamp Daily your guide to the world of Bandcamp